.

.

czwartek, 19 stycznia 2012

Rozdział piąty

Rozdział piąty

- A ty jak zwykle całą noc spędziłaś poza domem - skomentował tata, kiedy weszłam do kuchni w celu, napicia się wody.
- Niech Cię to nie obchodzi. - odpowiedziałam biorąc ze sobą butelkę wody, po czym weszłam po długich, krętych schodach, które prowadziły do mojego pokoju. A następnie weszłam do łazienki. Poranna kąpiel to było to czego tak bardzo teraz potrzebowałam. Była to dla mnie chwila, w której mogłam oderwać się od wszystkich problemów i myśli jakie krzątały się po mojej głowie...
- Gotowa - szepnęłam sama do siebie przeciągając delikatnie ostatni raz tuszem po rzęsach, po czym zabrałam torbę z krzesła i zeszłam na dół.
Zegarek wskazywał 7.00.
- Marnie wyglądasz, może byś coś zjadła ? - zapytała kobieta spoglądając na moją sylwetkę która właśnie pojawiła się w kuchni.
- Od kiedy Ty się tak mną martwisz ? - zapytałam ironicznie, lecz nie dostałam odpowiedzi. - No właśnie. - skomentowałam mijając kobietę w celu dostania się do lodówki.
- Jestem Twoją matką i mam prawo się martwić. Dlatego też nie życzę sobie młoda damo żebyś się tak do mnie odnosiła. - syknęła pod nosem.
Po słowach macochy wybuchłam głośnym śmiechem, który rozniósł się po całym domu.
- Widzę, że żarty Ci się od rana trzymają - powiedziałam wyciągając z lodówki kinder kanapkę. - Nie jesteś moją matką i nigdy nią nie będziesz nawet jeśli śpisz z moim ojcem z jednym łóżku. - dodałam, a następnie spojrzałam jej głęboko w oczy i ruszyłam w stronę przed pokoju, gdzie zaczęłam ubierać buty.
Miałam wrażenie że Konstancja zaraz wybuchnie, że z jej ust wydostanie się przeraźliwy krzyk, krzyk złości i rozczarowania jaki kolejny raz otrzymała od mojej osoby.
- Nie czekaj na mnie z obiadem - rzuciłam ostatni raz słowa w stronę wysokiej brunetki, po czym założyłam na siebie kurtkę i wyszłam trzaskając za sobą drzwiami.
Idąc w stronę przystanku autobusowego zaczęłam rozmyślać o kolejnej mojej kłótni z Konstancją, Mimo iż wiedziałam, że zrobiłam źle, że po raz kolejny zraniłam jej uczucia nie miałam zamiaru jej przepraszać. Złość ogarniała moje zmarznięte ciało, a łzy które po chwili pojawiły się w moich oczach niemalże spadając zamarzały na moich policzkach.
- Emilia, Emi, no Młoda zaczekaj - usłyszałam głos Damiana.
Nie odwróciłam się, nie chciałam żeby zauważył że płaczę dlatego też szybko otarłam łzy i wymusiłam uśmiech..

< 33

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Rozdział czwarty

Rozdział czwarty

" 02.02 " spojrzałam na wyświetlacz telefonu, kiedy już dotarliśmy do domu, po czym nałożyłam słuchawki na uczy i usiadłam na parapecie... Otwarte okno i wiatr który pieścił moje rozgrzane ciało. Gwiazdy i księżyc, który oświetlał moją bladą twarz, twarz po której w tym momencie spadały łzy i oczywiście serce, które do tej pory nie mogło pogodzić się tym co wydarzyło się tej nocy.
- Jest późno powinnaś iść już spać - do mojego pokoju weszła właśnie macocha. Wysoka blond włosa kobieta o jasnoniebieskich oczach jak kryształ, w których od zawsze było coś magnetycznego.
- Gdzie tata ? - zapytałam nie zważając na słowa, które nie dawno padły w moim kierunku.
- Tata już dawno śpi i ty też powinnaś - posłała mi wrogie spojrzenie, po czym wyszła zamykając za sobą kasztanowe drzwi.
Nigdy nie rozumiała moich uczuć i nic nie zanosiło się, że kiedy kolwiek je zrozumie. W sumie od dawna żyłam we własnym świecie. Świecie wspomnień małej dziewczynki, która nie musiała udawać bycia szczęśliwą bo po prostu nią była... Kiedy słuchawkach rozległ się początek piosenki Birdy po moich policzkach momentalnie popłynęły szklane, przeźroczyste łzy.
- Ludzie pomóżcie ludziom - szepnęłam sama do siebie spoglądając jak przez mgłę na gwiazdy. 
Tak boli cholernie boli, że nie umiem pomóc sobie, a co dopiero innym, że każda łza w moim życiu za chwile może okazać się tą ostatnią. Tą w której odbiciu pojawi się całe moje życie. Wszystkie chwile radości i smutku. 
- Zapomnij - szepcze mózg .
- Walcz - mówi serce.
- Dawniej graliście na wspólnych warunkach dziś coś wam to nie wychodzi - pomyślałam kładąc zimną rękę na klatce piersiowej, w której poczułam dziwny ból, ból który przeszywał moje serce, a w głowie odezwał się ponownie zewnętrzny głos.
- Emi...- po najbliższych okolicach rozległ się dźwięk mojego imienia.
- Spadaj Romeo - odpowiedziałam wystawiając język chłopakowi, który w tym momencie stał i patrzał się w okno mojego pokoju.
- Oh Julio...na dół złaź - zaśmiał się wyciągając z kieszeni paczkę szlug.
- Idem. - powiedziałam bez słowa zastanowienia, po czym po cichu ubrałam się i odpuściłam dom.
- A ty co spać w nocy nie możesz ? - zapytałam podchodząc do średniego wzrostu bruneta, lecz chłopak nic nie odpowiedział tylko podał mi szluga a następnie go odpalił...


buu < 3
macie kolejny...
czołem miśki :*

wtorek, 10 stycznia 2012

Rozdział trzeci

Rozdział trzeci

Chciałabym zapytać się blondyna o co chodzi, lecz słowa zatrzymują mi się w gardle, a do oczu nagle napływają łzy. Przed nami kręta dróżka, a na jej końcu mały cmentarz ulokowany gdzieś wśród drzew. Cisza...w oddali słychać tylko cisze szmery jakie wydają gałęzie poruszane na wietrze.
- To tutaj - szepczę spoglądając na chłopaka, lecz on jak w hipnozie zaczyna robić małe kroki na przód.
Coś zaczyna ciągnąć go w kierunku dużej, drewnianej bramy która za sobą posiada niezwykły skarb. Posiada ciała istot, jakie już dawno odeszły. Kiedy już znajdujemy się już przed nią naciskam klamkę. Drewniana brama zaczyna skrzypieć, a przed nami w świetle księżyca dostrzegamy groby.
- Uwielbiam ten stan - myślę kiedy to po moim ciele przechodzą ciarki.
Chwila ciszy, to spojrzenie w głąb oczu i tak już oboje wiemy po co tak naprawdę tutaj przyszliśmy.
- Spójrz - mówi blondyn wskazując na ławkę pod wielkim klonowym drzewem, po czym ciągnie mnie za rękę w jej kierunku.
Nachylam się nad ławką, odgarniam śnieg i rękami próbuje wyczuć napis, napis który został wyryty właśnie tutaj dobre kilka lat temu. Tak jest tu nadal.
- W jedności siła - szepczę.
Po moich słowach nie usłyszałam już Damiana. Stał jak słup i patrzył się w księżyc.
- Co tam widzisz ? - powiedziałam bardziej dobitnie, a echo rozniosło moje słowa po cmentarzu.
- Jedność...- odpowiedział po czym opuścił swój wzrok na jeden z grobów.
Widziałam jak czytał z niedowierzaniem, jak każda następna litera w jego oczach miałaby być tą ostatnią. Podeszłam do chłopaka i wspinając się na palcach oparłam mu się o ramię i splotłam nasze dłonie.
- Katarzyna Kowalska ur. 1 maja 1995 r zm... - jego głos się zawahał a ja nie mogłam opanować łez.
- To...to nie możliwe ! To ktoś inny ! To nie ona chodźmy stad ! - krzyczałam tak głośno jak tylko mogłam czując, że moje serce rozrywa się na miliony drobnych kawałeczków...
- Ten telefon ? Ten tajemniczy mężczyzna, który obserwował całą tą sytuacje. Planowana śmierć ?  O co tu chodzi ? - chłopak zaczął głośno rozmyślać.
- Jaki mężczyzna ? - spojrzałam na jego sylwetkę, lecz widziałam ją jak przez mgłę. - Dlaczego milczysz ? - ponownie zapytałam, ale blondynowi ani śniło się odpowiedzieć tkwił właśnie w tym innym świecie, świecie myśli i uczuć.
- Chodźmy już stąd, szybko - szepnął chyba najciszej jak tylko potrafił rozglądając się dookoła, a następnie chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia...

no i tym oto sposobem, 
mam za sobą kolejny rozdział :* 
mam nadzieję, że Wam się spodobał :*

sobota, 7 stycznia 2012

Rozdział drugi

Rozdział drugi

Dość długo biegliśmy w ciemnościach jakie panowały w parku, lecz mimo wszystko nie poddawaliśmy się i mimo zmęczenia jakie ogarniało nasze rozgrzane ciała biegliśmy dalej, biegliśmy w przerażeniu  że nie zdążymy, że będzie za późno...Kiedy za drzew powoli zaczął wyłaniać się jasny, kremowy budynek przyspieszyliśmy kroku. Wokół budynku panował straszny chaos, ludzie którzy biegali we wszystkie strony, policja i pogotowie dały mi do myślenia, że coś jest nie tak. Po chwili w drzwiach frontowych pojawili się lekarze, którzy na noszach wynosili jakąś postać okrytą jasnym, białym prześcieradłem pełnym krwi. W mojej głowie momentalnie pojawiło się miliony pytań, lecz na światło dzienne z moich ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Krzyk rozpaczy i smutku...
- Proszę tu nie wchodzić - zwrócił się do nas jeden z funkcjonariuszy o jasno zielonych oczach, w których widać było coś niezwykłego. Coś co przykuło moją uwagę.
- Ale... - próbował wykrztusić coś z siebie Damian.
- Jesteście rodziną ? - zapytał
- Tam...jest moja przyjaciółka.. - w całym całym zamieszaniu, pojawił się gdzieś mój głos.
- Przykro mi, ale... - na chwile zawiesił głos po czym dodał - Nie mogę udzielić Państwu informacji proszę stąd odejść.
Po tych słowach padłam na ziemie, a z nieba momentalnie zaczął padać deszcz. Dziwne pomyślałam lecz wtedy to mi w ogólnie przeszkadzało, gdyż krople deszczu dokładnie maskowały moje łzy. 
- Myślisz, że deszcz zmyje ślady ? - mówiłam powoli do chłopaka, który' topił ' mnie w swoich ramionach.
- Nie wiem Emi. Nie wiem. - odpowiedział spoglądając na jedno z aut policji, które właśnie odjechało spod miejsca zbrodni.
- Jebane psy - syknęłam pod nosem, a Damian wybuchnął śmiechem.
- Wiesz dałbym Ci z przyjemnością fajki no, ale z deka zamokły - mówił cały czas z kącikami uniesionymi ku górze.
- Debil - powiedziałam wstając i ostatni raz spoglądając na budynek, w którym to świeciły się wszystkie możliwe światła po czym odwróciłam się na pięcie i chwytając rękę Damiana ruszyłam przed siebie.
Myśli obijały się w mojej głowie jedna o drugą próbując połączyć się w całość, lecz nic z tego. Nie tym razem. 
- Emila...- po długiej ciszy wreszcie do moich uszu napływa ciepły ton głosu blondyna. Ton głosu który mimo wszystko nie wróży nic dobrego...

No i to już drugi rozdział...
przepraszam Was, że są one takie krótkie,
ale za to będą częściej ...
Pozdrawiam :*

piątek, 6 stycznia 2012

Rozdział pierwszy

Rozdział pierwszy :

„ Ulewa. Noc owija mnie w swój czarny aksamitny płaszcz. Kaptur naciągnięty na twarz, błąkałam się zalana deszczem i łzami. Wątpliwości, strach ; nie wiem już, w co wierzyć, komu wierzyć. Drżę…nie tylko z zimna. Emocje powstają we mnie jak wstrząsy, jak błyskawice. Które przecinają niebo. Park wygląda jak wyjęty z koszmaru. Rozmyte kształty drzew, mrok, w którym giną zarysy budynków…”- czytałam właśnie jedną z moich ulubionych książek, kiedy za pleców usłyszałam znajomy głos.
- A ta znowu zamula przy tej książce…
- Tsaaa…– syknęłam pod nosem odwracając się w stronę wysokiego ciemnego blondyna, w którego niebieskich oczach odbijało się światło lampki nocnej i smutku. Chłopak spuszczając wzrok na ziemię usiadł obok mnie i splatając nasze dłonie szepnął – On nie żyje…
- Ale jak to, kto ?– zapytałam, lecz ten nie odpowiedział.
Siedząc naprzeciwko niego spoglądałam w błękitne oczy , w których po chwili pojawiły się łzy.
- Pamiętasz jak mówiłem Ci że mojego młodszego brata zabrali wczoraj do szpitala, gdyż miał straszne bóle w klatce piersiowej ? Okazało się że ma guza na sercu...Dzisiaj rano nastąpił zgon. Dokładnie 3:21…a jego ostatnie słowa nadal odbijają się w mojej głowie ‘ życie nie kończy się tu na dole, są jeszcze wspomnienia…dlatego nie raz się jeszcze spotkamy’
- Był cudownym chłopcem, który nadal żyje w naszych sercach. Nie zapomnij o tym. – wyszeptałam podając mu paczkę chusteczek po czym oboje zamilkliśmy…
Jego zły spadały na moją czarną jak mrok pościel, a oczy iskrzyły w świetle księżyca w którego w tym momencie był wbity jego wzrok.  Doskonale wiedziałam w jakim stanie się teraz znajduje w końcu sama nie dawno straciłam bliską mi osobę jaką była moja matka. Tak wychowuje mnie ojciec, i jestem rozpuszczoną jedynaczką jak to uważa połowa ludzi w mojej ‘cudownej’ szkole, a przyjaciele ? Oni z czasem odchodzą jak wszystko w naszym życiu, lecz mimo wszystko kiedyś powrócą jak ten ciepły letni wiatr, którego mi tak bardzo teraz brakuje.
- ‘  Czym jest życie bez wschodu słońca , czym jest zmierzch bez księżyca i gwiazd na niebie ? ‘ –przypomniały mi się słowa mojej matki, matki która żyła chwilą nie patrząc w tył. To właśnie za to ją tak bardzo podziwiałam, bo żyła tak jak ja od małego tego pragnęłam.
Ciszę jaka panowała w pomieszczeniu przerwał dźwięk jaki wydobywał się z mojego telefonu…
- Tak słucham ? – zapytałam po naciśnięciu zielonej słuchawki, lecz po drugiej stronie słychać było tylko krzyki, przeraźliwe krzyki które momentalnie wzbudziły we mnie niepokój…po chwili cisza, a w oddali słychać szepty błagające o pomoc.  Na moim ciele pojawia się gęsia skóra, a wzrok Damiana mówił sam za siebie.
-  Kaśka ! – oboje krzyknęliśmy spoglądając na wyświetlacz telefonu, po czym zerwaliśmy się na równe nogi i wybiegliśmy z pokoju…

środa, 4 stycznia 2012

Prolog...

Prolog  :

Cisza, samotność i ten znajomy szum w głowie przywracający wspomnienia. Dokładnie tak właśnie ostatnio wygląda każdy mój wieczór...Małe metr sześćdziesiąt pięć topiące się z męskiej bluzie i jej zapachu. Tak to właśnie ja ta ciemna brunetka zalana łzami przedostająca się na światło dzienne gdzieś spośród papierosowego dymu.  Niegdyś szczęśliwa dziewczynka paradująca w różowych sukienkach i dwóch długich warkoczach, dzisiaj wcielenie chamstwa., lecz czy nadal we mnie jest to dziecko mające marzenia i pragnienia ? Czy jest gdzieś ta dziewczynka, która chciała być szczęśliwa , która chciała mieć swojego księcia z bajki i odjechać z nim na białym koniu ?Nie, jej juz raczej nie ma. Umarła gdzieś na dnie wspomnień jakie mi pozostały. Ulotniła się z mojego życia tak szybko jak dym wydostający się z moich ust prosto przez otwarte okno. Drogi Pamiętniku, tak to jest początek...początek mojej historii i życia jakie to zaczynam wraz z początkiem nowego roku. Roku w którym to rzekomo ma nastąpić ' koniec świata ' , ale czy ktoś choć raz zastanowił się ile razy ja zaczynałam swoje życie od nowa próbując pozbierać myśli, próbując zapomnieć o wszystkich krzywdach jakie wyrządziło mi życie ? Eh...no właśnie za pewne nikt. Nikt nie pomyślał o moich uczuciach , żaden przechodzień na ulicy idący gdzieś bez celu czy też rodzona matka czy ojciec.  Nawet on...ciemny brunet o niebieskich oczach uważający się na mojego przyjaciela, przyjaciela który odszedł,  gdy potrzebowałam pomocnej dłoni, która wyciągnęła by mnie z tego bagna potocznie zwanego życiem.  Nie umiem juz grać na warunkach jakie dyktuje mi świat, pora wziąć go w swoje ręce i udowodnić, że zasługuje się na coś więcej niż tylko jebany sztuczny uśmiech , którym darzą mnie te istoty, stworzenia jakie pojawiły się miliony lat temu na naszej planecie. Stworzenia jakimi jesteśmy my ludzie. Pozbawieni jakich kol wiek uczuć żyjący monotonią niczym cyborgi, nie homo sapiens takie jak widział świat niegdyś za dawnych czasów, to właśnie dziś pochłonęła nas era ewolucji i postępu, era komputerów , nie miłości czy szczęścia...ale mimo wszystko najgorsze jest to że większość z nas nie widzi tego jak bardzo się zmieniamy, jak ulatniają się z naszych serc wspomnienia, wspomnienia które już nawet dla mnie są niczym. Dlatego też zaczynam życie takie jak inni, życie w którym nigdy nie pojawi się uczucie jakim jest miłość, i szczerze mówiąc boli mnie fakt, iż muszę zapomnieć o dawnym sposobie bycia, funkcjonowania na tej planecie, ale nic mi innego nie pozostaje jak wmieszać się w tłum ludzi podążających w umysłach podobnie jak po ścieżce, która biegnie na wprost mojego okna w którym to właśnie siedzę i dumam nad życiem spoglądając na oświetlone twarze zabłąkanych ludzi

Emilia.