.

.

sobota, 31 marca 2012

Rozdział dziesiąty

Rozdział dziesiąty


Uciskałam ranę chłopaka, lecz krew nie przestawała cieknąć po jego ciele. Po chwili do mojej głowy dotarł głos lekarza, który stanął nade mną i próbował mi coś wytłumaczyć. Mój wzrok utkwił przez chwilę na jego sylwetce, a następnie na karetce i lekarzach którzy pośpiesznie szli w naszym kierunku z noszami.
- On...- wymamrotałam pod nosem, po czym spojrzałam na swoje ręce które były całe we krwi zielonookiego bruneta.
- Wyjdzie z tego..- usłyszałam znajomy głos, lecz to było nie możliwe.
Szybko powróciłam więc do rzeczywistości, gdzie w danym momencie Aleksander leżał już na noszach.
- Mogę jechać z wami..? - zapytałam spoglądając na sylwetkę kobiety, która stała najbliżej mnie.
- Zostań tu...tak będzie lepiej. - odpowiedziała szatynka, a następnie ruszyła w kierunku pojazdu.
Po chwili spoglądałam na odjeżdżającą karetkę, której sygnał dość długo jeszcze tkwił w mojej głowie. Zakrwawiony chodnik, schody...całe to miejsce wokół mnie wyglądało jak wyjęte z horroru. Kryształowe łzy cieknące po policzkach. Głosy w głowie które nie pozwalają wstać. Przytłaczające myśli, a w oddali zakapturzona postać. Być może to była ta sama co tamtej nocy. Wstaje, a postać chowa się między drzewami. Próbuje zejść ze schodów, lecz i to mi się nie udaje gdyż chwile potem upadam. Ból w głowie z sekundy na sekundę co raz bardziej się nasila...Tracę przytomność.
- Emila...kochanie - docierają do mnie głosy z zewnątrz.
Powoli otwieram ciężkie, zmęczone powieki.Spoglądam na duży zegar wiszący na ciemno fioletowej ścianie.Wybiła czwarta rano. Odwracam wzrok...
- Rafał - szepczę do postaci klęczącej obok mojego łóżka, z czasem przestając wierzyć własnym oczom. " przecież to nie możliwe " - wmawiam sobie, lecz mój umysł najwyraźniej zaczyna płatać mi figle.
- Już cśś....- odpowiada ten sam znajomy, męski głos.
- No nieźle się uderzyłaś Em. - skomentowałam pod nosem łapiąc się przy tym za głowę, a postać zaczęła się z śmiać.
- No i z czego piejesz ? Podaj mi lepiej wodę mendo. - powiedziałam posyłając mu wredne spojrzenie.
- Mrrr...aleś ty niegrzeczna - chłopak ponownie się zaśmiał o mało nie wylewając na mnie szklanki z wodą.
- A ty nadal tak samo nie ogarnięty. Swoją drogą co tu robisz ? - zapytałam.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko spuścił wzrok na ziemie, a chwile potem krople jego kryształowych łez spadły na kremowy dywan...




Także ten no nowy rozdział łapcie <3
przepraszam Was że po tak długim czasie...
ale ostatnimi czasy jakoś nie mam kiedy pisać.

pozdrawiam <3


piątek, 9 marca 2012

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziewiąty

Kiedy doszliśmy już pod budynek, który rzekomo nazywał się moim domem rozejrzałam się dookoła. Nic nie wyglądało tam samo. W okolicy panowała cisza. Nigdzie nie było dzieci lepiących bałwany, czy też staruszek które o tej porze wyprowadzały na spacer swe pupile.
- Dziwnie się czuję - powiedziałam spuszczając wzrok na ziemię. - Tak cicho, tak inaczej.
- Inni potrzebują chwili oderwania od monotonii. Tobie też to dobrze zrobi. Idź do domu, weź długi prysznic i spróbuj zasnąć mała - szeptał Damian, po czym pocałował mnie w czoło na pożegnanie. Po chwili zniknął gdzieś pomiędzy drzewami, a ja ruszyłam w kierunku dużych drewnianych drzwi.
- Jestem - wydarłam się kiedy to już byłam w środku, lecz nie dostałam żadnej odpowiedzi. Szybko rozebrałam się i weszłam dalej. W domu nikogo nie było. Zupełna cisza, która ostatnio zbyt często mnie ogarniała. Podeszłam do stołu w kuchni, na którym leżała jakaś karteczka.
" Obiad masz w lodówce my dzisiaj już raczej nie wrócimy " - przeczytałam w myślach.
- " Cóż za nadopiekuńczość " - wymamrotałam pod nosem, po czym złapałam za torbę i weszłam po schodach na górę do swojego pokoju.
Okno było uchylone, a w pomieszczeniu panował chłód.
- No genialnie - skomentowałam w myślach pośpiesznie zamykając okno, a następnie rzuciłam się na duże, czarne łóżko.
Zmęczenie ogarniało moje zmarznięte ciało, lecz to mi w ogólnie nie przeszkadzało. Zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodnie na czarnej pościeli z nadzieją, że zasnę. No, ale jak to mówią nadzieja matką głupich. Co sprawdziło się i w tym przypadku. Kiedy tylko zamknęłam oczy w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Grrrrr.- wymamrotałam pod nosem idąc na dół ku frontowym drzwiom.
Gdy już stanęłam przed drzwiami przekręciłam kluczyk równocześnie lekko naciskając klamkę.
- O...jezu...co się stało ? - zapytałam kiedy moim oczom ukazał się zakrwawiony Aleksander, lecz ten nic nie odpowiedział tylko osunął się na ziemię. Dopiero wtedy zauważyłam, że w nodze ma wbity nóż.  Po policzkach bruneta spływały kryształowe łzy,a w oczach widać było lekką nutę bezsilności, i przerażenia. Kucnęłam przy chłopaku opierając jego głowę na moich udach, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer na pogotowie. Każde kolejne minuty strasznie się dłużyły, mimo to miałam wrażenie że sekundy jego życia uciekają nie ubłagalnie. Myślałam, że to już koniec....gdy zamknął oczy świat stanął w miejscu. W mojej głowie odbijał się jeden głos, głos serca które w tym momencie biło jak oszalałe. Niestety nie można było tego samego powiedzieć o narządzie zielonookiego chłopaka...ono wręcz przeciwnie wykańczało się z bólu...


przepraszam Kochani, 
 ze tak długo musieliście na niego czekać...
buziaki <3