.

.

piątek, 9 marca 2012

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziewiąty

Kiedy doszliśmy już pod budynek, który rzekomo nazywał się moim domem rozejrzałam się dookoła. Nic nie wyglądało tam samo. W okolicy panowała cisza. Nigdzie nie było dzieci lepiących bałwany, czy też staruszek które o tej porze wyprowadzały na spacer swe pupile.
- Dziwnie się czuję - powiedziałam spuszczając wzrok na ziemię. - Tak cicho, tak inaczej.
- Inni potrzebują chwili oderwania od monotonii. Tobie też to dobrze zrobi. Idź do domu, weź długi prysznic i spróbuj zasnąć mała - szeptał Damian, po czym pocałował mnie w czoło na pożegnanie. Po chwili zniknął gdzieś pomiędzy drzewami, a ja ruszyłam w kierunku dużych drewnianych drzwi.
- Jestem - wydarłam się kiedy to już byłam w środku, lecz nie dostałam żadnej odpowiedzi. Szybko rozebrałam się i weszłam dalej. W domu nikogo nie było. Zupełna cisza, która ostatnio zbyt często mnie ogarniała. Podeszłam do stołu w kuchni, na którym leżała jakaś karteczka.
" Obiad masz w lodówce my dzisiaj już raczej nie wrócimy " - przeczytałam w myślach.
- " Cóż za nadopiekuńczość " - wymamrotałam pod nosem, po czym złapałam za torbę i weszłam po schodach na górę do swojego pokoju.
Okno było uchylone, a w pomieszczeniu panował chłód.
- No genialnie - skomentowałam w myślach pośpiesznie zamykając okno, a następnie rzuciłam się na duże, czarne łóżko.
Zmęczenie ogarniało moje zmarznięte ciało, lecz to mi w ogólnie nie przeszkadzało. Zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodnie na czarnej pościeli z nadzieją, że zasnę. No, ale jak to mówią nadzieja matką głupich. Co sprawdziło się i w tym przypadku. Kiedy tylko zamknęłam oczy w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Grrrrr.- wymamrotałam pod nosem idąc na dół ku frontowym drzwiom.
Gdy już stanęłam przed drzwiami przekręciłam kluczyk równocześnie lekko naciskając klamkę.
- O...jezu...co się stało ? - zapytałam kiedy moim oczom ukazał się zakrwawiony Aleksander, lecz ten nic nie odpowiedział tylko osunął się na ziemię. Dopiero wtedy zauważyłam, że w nodze ma wbity nóż.  Po policzkach bruneta spływały kryształowe łzy,a w oczach widać było lekką nutę bezsilności, i przerażenia. Kucnęłam przy chłopaku opierając jego głowę na moich udach, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer na pogotowie. Każde kolejne minuty strasznie się dłużyły, mimo to miałam wrażenie że sekundy jego życia uciekają nie ubłagalnie. Myślałam, że to już koniec....gdy zamknął oczy świat stanął w miejscu. W mojej głowie odbijał się jeden głos, głos serca które w tym momencie biło jak oszalałe. Niestety nie można było tego samego powiedzieć o narządzie zielonookiego chłopaka...ono wręcz przeciwnie wykańczało się z bólu...


przepraszam Kochani, 
 ze tak długo musieliście na niego czekać...
buziaki <3

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. jejciu w końcu się doczekałam.
    mam nadzieje , że Aleksander przeżyje...

    zapraszam do mnie :
    http://teen-story-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. meeegaa .! <3 .
    zapraszam do sibie . :D .

    OdpowiedzUsuń