.

.

sobota, 31 marca 2012

Rozdział dziesiąty

Rozdział dziesiąty


Uciskałam ranę chłopaka, lecz krew nie przestawała cieknąć po jego ciele. Po chwili do mojej głowy dotarł głos lekarza, który stanął nade mną i próbował mi coś wytłumaczyć. Mój wzrok utkwił przez chwilę na jego sylwetce, a następnie na karetce i lekarzach którzy pośpiesznie szli w naszym kierunku z noszami.
- On...- wymamrotałam pod nosem, po czym spojrzałam na swoje ręce które były całe we krwi zielonookiego bruneta.
- Wyjdzie z tego..- usłyszałam znajomy głos, lecz to było nie możliwe.
Szybko powróciłam więc do rzeczywistości, gdzie w danym momencie Aleksander leżał już na noszach.
- Mogę jechać z wami..? - zapytałam spoglądając na sylwetkę kobiety, która stała najbliżej mnie.
- Zostań tu...tak będzie lepiej. - odpowiedziała szatynka, a następnie ruszyła w kierunku pojazdu.
Po chwili spoglądałam na odjeżdżającą karetkę, której sygnał dość długo jeszcze tkwił w mojej głowie. Zakrwawiony chodnik, schody...całe to miejsce wokół mnie wyglądało jak wyjęte z horroru. Kryształowe łzy cieknące po policzkach. Głosy w głowie które nie pozwalają wstać. Przytłaczające myśli, a w oddali zakapturzona postać. Być może to była ta sama co tamtej nocy. Wstaje, a postać chowa się między drzewami. Próbuje zejść ze schodów, lecz i to mi się nie udaje gdyż chwile potem upadam. Ból w głowie z sekundy na sekundę co raz bardziej się nasila...Tracę przytomność.
- Emila...kochanie - docierają do mnie głosy z zewnątrz.
Powoli otwieram ciężkie, zmęczone powieki.Spoglądam na duży zegar wiszący na ciemno fioletowej ścianie.Wybiła czwarta rano. Odwracam wzrok...
- Rafał - szepczę do postaci klęczącej obok mojego łóżka, z czasem przestając wierzyć własnym oczom. " przecież to nie możliwe " - wmawiam sobie, lecz mój umysł najwyraźniej zaczyna płatać mi figle.
- Już cśś....- odpowiada ten sam znajomy, męski głos.
- No nieźle się uderzyłaś Em. - skomentowałam pod nosem łapiąc się przy tym za głowę, a postać zaczęła się z śmiać.
- No i z czego piejesz ? Podaj mi lepiej wodę mendo. - powiedziałam posyłając mu wredne spojrzenie.
- Mrrr...aleś ty niegrzeczna - chłopak ponownie się zaśmiał o mało nie wylewając na mnie szklanki z wodą.
- A ty nadal tak samo nie ogarnięty. Swoją drogą co tu robisz ? - zapytałam.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko spuścił wzrok na ziemie, a chwile potem krople jego kryształowych łez spadły na kremowy dywan...




Także ten no nowy rozdział łapcie <3
przepraszam Was że po tak długim czasie...
ale ostatnimi czasy jakoś nie mam kiedy pisać.

pozdrawiam <3


piątek, 9 marca 2012

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziewiąty

Kiedy doszliśmy już pod budynek, który rzekomo nazywał się moim domem rozejrzałam się dookoła. Nic nie wyglądało tam samo. W okolicy panowała cisza. Nigdzie nie było dzieci lepiących bałwany, czy też staruszek które o tej porze wyprowadzały na spacer swe pupile.
- Dziwnie się czuję - powiedziałam spuszczając wzrok na ziemię. - Tak cicho, tak inaczej.
- Inni potrzebują chwili oderwania od monotonii. Tobie też to dobrze zrobi. Idź do domu, weź długi prysznic i spróbuj zasnąć mała - szeptał Damian, po czym pocałował mnie w czoło na pożegnanie. Po chwili zniknął gdzieś pomiędzy drzewami, a ja ruszyłam w kierunku dużych drewnianych drzwi.
- Jestem - wydarłam się kiedy to już byłam w środku, lecz nie dostałam żadnej odpowiedzi. Szybko rozebrałam się i weszłam dalej. W domu nikogo nie było. Zupełna cisza, która ostatnio zbyt często mnie ogarniała. Podeszłam do stołu w kuchni, na którym leżała jakaś karteczka.
" Obiad masz w lodówce my dzisiaj już raczej nie wrócimy " - przeczytałam w myślach.
- " Cóż za nadopiekuńczość " - wymamrotałam pod nosem, po czym złapałam za torbę i weszłam po schodach na górę do swojego pokoju.
Okno było uchylone, a w pomieszczeniu panował chłód.
- No genialnie - skomentowałam w myślach pośpiesznie zamykając okno, a następnie rzuciłam się na duże, czarne łóżko.
Zmęczenie ogarniało moje zmarznięte ciało, lecz to mi w ogólnie nie przeszkadzało. Zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodnie na czarnej pościeli z nadzieją, że zasnę. No, ale jak to mówią nadzieja matką głupich. Co sprawdziło się i w tym przypadku. Kiedy tylko zamknęłam oczy w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Grrrrr.- wymamrotałam pod nosem idąc na dół ku frontowym drzwiom.
Gdy już stanęłam przed drzwiami przekręciłam kluczyk równocześnie lekko naciskając klamkę.
- O...jezu...co się stało ? - zapytałam kiedy moim oczom ukazał się zakrwawiony Aleksander, lecz ten nic nie odpowiedział tylko osunął się na ziemię. Dopiero wtedy zauważyłam, że w nodze ma wbity nóż.  Po policzkach bruneta spływały kryształowe łzy,a w oczach widać było lekką nutę bezsilności, i przerażenia. Kucnęłam przy chłopaku opierając jego głowę na moich udach, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer na pogotowie. Każde kolejne minuty strasznie się dłużyły, mimo to miałam wrażenie że sekundy jego życia uciekają nie ubłagalnie. Myślałam, że to już koniec....gdy zamknął oczy świat stanął w miejscu. W mojej głowie odbijał się jeden głos, głos serca które w tym momencie biło jak oszalałe. Niestety nie można było tego samego powiedzieć o narządzie zielonookiego chłopaka...ono wręcz przeciwnie wykańczało się z bólu...


przepraszam Kochani, 
 ze tak długo musieliście na niego czekać...
buziaki <3

poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział ósmy

Rozdział ósmy.


Powoli przemierzałam miasto w celu dojścia do obranego celu. Z nieba do tej pory spadały duże płatki śniegu. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu, przez szklaną szybę zauważyłam chłopaka, który czekał już najwyraźniej tam od dłuższego czasu, gdyż wyglądał na znudzonego. Podeszłam do drzwi popchnęłam je,  następnie podeszłam do stolika nad którym dumał Damian.
- Proszę, mów masz pięć minut - wymamrotałam pod nosem siadając na przeciwko blondyna.
- Poniosło mnie na siłę chce jakoś Ci pomóc, a tylko Cie ranie wiem o tym - mówił nie odrywając wzroku od mojej sylwetki.
- To nie ja potrzebuje pomocy tylko ty. Popatrz się na siebie i na mnie. Kto tu ma problem ? No właśnie na pewno nie ja. Kasia nie żyje jutro pogrzeb. Uszanuj to. - wygarnęłam chłopakowi, po czym odeszłam od stolika. Ostatni raz spojrzałam w jego stronę, posłałam mu wrogie spojrzenie i wyszłam.
 Na dworze robiło się co raz zimniej. Wyciągnęłam z plecaka siwe rękawiczki, które kolorystycznie pasowały mi do kurtki i ruszyłam w stronę domu. Idąc po uliczkach miasta rozmyślałam o jutrzejszym pogrzebie. Z jednej strony chciałam tam iść, a raczej musiałam to był mój obowiązek. A z drugiej ? Hm...z drugiej strony powiedzmy, że się bałam. Nie chciałam zobaczyć tych smutnych twarzy ludzi dla których Kasia była całym światem. Wtedy przed oczami ukazał mi się obraz tamtej nocy. Ta tajemnicza postać jaką był rzekomo Aleksander, później cmentarz i grób na którym wyryte było jej imię i nazwisko.
- Kto w tak wczesnym wieku myśli o śmieci ? - zadałam sobie pytanie, lecz nie umiałam na nie odpowiedzieć.
- Przepraszam - zza pleców usłyszałam ciszy szept chłopaka.
- Potrzebuje przyjaciela, który przytuli mnie i powie że jest okej. A nie zwariowanego detektywa. - powiedziałam idąc cały czas przed siebie.
- Wiem...siostra wiem. - ponownie szepnął, lecz tym razem łapiąc mnie za nadgarstek.
- Brakuje mi jej, strasznie mi jej brakuje...- mówiłam zbliżając się powoli do blondyna.
A on całując mnie w czoło przytulił do siebie. Stałam nieruchomo, a po policzkach spadały mi przeźroczyste łzy.
- Będzie dobrze. Musi...- wyszeptał chłopak wplatając rękę w moje włosy.
- Lubię gdy to robisz. - powiedziałam przytulając go mocniej do siebie.
Niczym jak bezbronne dziecko szukające schronienia zatracałam się w jego ramionach. Jego zapach od dawna był ukojeniem dla mej duszy, a kolor oczu nadzieją dla serca. Od małego traktowałam go jak brata, który zaginął gdzieś pomiędzy moim urodzeniem, a siódmym rokiem życia kiedy to spotkałam go z dużym rogiem słodkości i z tą miną cwaniaka  na korytarzu szkolnym. 
- Chodź do domu mała - odezwał się Damian uwalniając mnie z uścisku, a następnie delikatnie objął w pasie i dodał. - Zimno jest odprowadzę Cię do domu, bo tata się jeszcze bardzie martwił.
- I jeszcze powiedz, że moja " cudowna " macocha będzie czekała na mnie z obiadem...tsa - syknęłam pod nosem.
Szliśmy w zupełnej ciszy, lecz miałam wrażenie że oboje myśleliśmy o tym samym.Czułam , że wspomnienia wracają i to z podwójną siłą...




Przepraszam Kochani, że tak długo
musieliście czekać, ale przez tą moją 
"kochaną" szkołę nie miałam po prostu kiedy się za to zabrać.
Rozdziały będę się starała dodawać raz w tygodniu w niedziele, 
no chyba, że będą większe luzy to wtedy będą się pojawiały 
dwa razy w tygodniu : *
pozdrawiam <3

piątek, 10 lutego 2012

Rozdział siódmy

Rozdział siódmy

- Nareszcie - westchnęłam pod nosem z ulgą kiedy w sali rozległ się dźwięk szkolnego dzwonka.
Szybko wrzuciłam zeszyt, książkę i piórnik do torby po czym niemalże wybiegłam z klasy.
- A Ty gdzie się tak spieszysz ? - zapytał Aleksander kiedy niezauważalnie wpadłam w jego ramiona.
- Gdzieś napewno...- powiedziałam obojętnie uwalniając się z uścisku zielonookiego chłopaka, po czym wyminęłam go i ruszyłam w stronę szatni.
Kiedy byłam już ubrana odwiesiłam worek z butami na swoje miejsce, wyciągnęłam z kieszeni spodni słuchawki i...jak zwykle to samo.
- Chochliki - pomyślałam, powoli i starannie odplątując kable.
Na dworze było zimno, a z nieba spadały wielkie płatki śniegu. Miasto wyglądało jak z bajki. Przez chwilę zatraciłam się w tym widoku po czym chciałam ruszyć przed siebie, lecz poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Aleksandra.
- Znowu Ty ? - syknęłam pod nosem.
- Myślałem, że się ucieszysz - powiedział spuszczając wzrok na ziemię.
- No jak widać nie skaczę z radości. Czego dusza pragnie ? - zapytałam oschle.
- Jesteś inna niż pozostałe...jako jedyna na mnie nie lecisz czemu ? - walnął z grubej.
- Sam sobie odpowiedziałeś na pytanie. Po co pytać i błądzić skoro zna się odpowiedzi ? No własnie po nic, a teraz wybacz będę już szła bo nie zamierzam dostać śnieżką w łeb - powiedziałam, i odeszłam pozostawiając chłopaka gdzieś pośród tłumu ludzi i latających śnieżek...
Było zimno, a wiatr pieścił moje włosy które rozwiewał niemalże we wszystkie strony.
- Cholerna zima - mówiłam pod nosem przedostając się przez zaspy śniegu.
Wtedy z kieszeni mojej kurtki rozległ się dźwięk nadchodzącego sms-a
" W czarnym lwie za 10 minut " - przeczytałam po cichu w myślach, a następnie odwróciłam się na pięcie i powoli zaczęłam zmierzać do kawiarni w centrum miasta...


no i kolejny za mną . 
jarajcie się miśki : *
<333
+ przepraszam, że taki krótki.

czwartek, 2 lutego 2012

Rozdział szósty

Rozdział szósty

Kiedy Damian mnie dogonił niemalże buzia mu się nie zamykała. Cały czas mówił o tym co wydarzyło się tej nocy.
- Przestań ! - krzyknęłam, a następnie przyspieszyłam kroku.
- Ten mężczyzna to jeden z piłkarzy naszej szkolnej drużyny piłkarskiej. Całą noc szukałem wiedziałem, że skądś znam to spojrzenie. Rozwiąże to czy tego chcesz czy nie. - syknął łapiąc mnie za nadgarstek.
- Koniecznie usiłujesz dojrzeć jakiś cień prawdy w tym wszystkim, a to jest tylko życie. Ono czasem zawodzi nawet takiego człowieka jak Ty. - mówiłam przez zaciśnięte zęby - A teraz puść bo przez Ciebie się spóźnię - dodałam uwalniając się z uścisku chłopaka, po czym pośpiesznie założyłam słuchawki na uszy, a następnie włożyłam zmarznięte ręce do kieszeni kurtki i stanęłam na przystanku autobusowym na którym chwilę potem pojawił się szkolny autobus.
Usiadłam na samych tyłach nie zważając uwagi na innych. W autobusie jak zwykle panował chaos i zamieszanie. Jeden próbował przekrzyknąć drugiego. Na nic...i tak nikt siebie nie rozumiał. Więc po co to wszystko ? Nie lepiej zatopić się w słowach które w danej chwili trafiają do Twojej głowy jak pocisk...słowa które lecą z ' kabla ' jakby to powiedziała nasza katechetka? Może i jest to dziwne, ale do mnie ostatnio tylko takie słowa docierają.
- Przeźroczysty nie jesteś. Będziesz tak tu stał nade mną ? - zapytałam chłopaka, który stał jak osłupiały nad moją osobą.
- Mogę ? - zapytał wskazując na wolne siedzenie obok.
- Tsaaa...- odpowiedziałam przyglądając się mu uważnie.
Chłopak był umięśnionym dosyć wysokim ciemnym brunetem o zielonych, tajemniczych oczach.
- Jestem Aleksander - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
- Emila - powiedziałam odwzajemniając uśmiech, po czym spojrzałam na wyświetlacz telefonu na którym widniała informacja o nowej wiadomości.
- Przeczytaj - szepnęłam sama do siebie naciskając prawy górny przycisk na klawiaturze telefonu.
" To on " - przeczytałam chwile potem w myślach...
Momentalnie rozejrzałam się po autobusie, aż natchnęłam się na ten magnetyczny wzrok Damiana. Chłopak kiwał głową, dawał znak żebym do niego przyszła, ale w danej chwili miałam to serdecznie gdzieś. Nie miałam zamiaru się tam przesiadać, a co dopiero z nim rozmawiać.
" Zapomnij o tym co wydarzyło się tej nocy. Zapomnij na jakiś czas o mnie. Muszę pobyć sama bez Twoich 'cennych rad'  "- szybko wystukałam na klawiaturze telefonu po czym wysłałam.
Blondyn przez chwilę zatracił się w treści sms'a w jego oczach można było zauważyć rozczarowanie. Autobus zatrzymał się, a on szybko wybiegł podobnie jak pozostali.
- Znowu to miejsce tortur - syknęłam pod nosem wstając z siedzenia mijając przy tym Aleksandra, który widocznie nas czymś myślał. - A ty tu będziesz spał czy co ? - cicho zaśmiałam w jego stronę, a ten jakby powrócił na ziemię.
- Bardzo śmieszne ha ha ha. - powiedział mierząc moją sylwetkę od góry na dół.
- Zakochał się i jeszcze ma do mnie pretensje no co za typ. - mówiłam z ledwością powstrzymując śmiech.
- Te gołąbki wysiadacie czy nie ! ? - krzyknął kierowca, a wtedy spostrzegłam się, że w autobusie byliśmy już tylko my.
Szybko przytaknęłam głową unikając nieprzyjaznego spojrzenia mężczyzny po czym pośpiesznie wyszłam podobnie jak Aleksander. Kiedy już stanęliśmy na ziemi, a autobus odjechał na parking za szkołę uśmiechnęłam się ostatni raz w stronę bruneta i odeszłam. W słuchawkach właśnie leciała jedna z piosenek Foster The People. Dlatego też zaczęłam powtarzać w myślach słowa ich piosenki kiedy to weszłam przez frontowe drzwi tego jakże ' wspaniałego ' budynku.
Lekcje mijały normalnie...poza tą jedną ostatnią ukochaną matematyką.
- Potwór się zbliża - krzyknął ktoś a wszyscy momentalnie znaleźliśmy się na swoich miejscach.
- Proszę otworzyć ksiażki na stronie 173 i zacząć robić zadania - do klasy wpadła jak torpeda kobieta. Ubrana była w krótką miniówkę i 20 centymetrowe szpile. Tleniona blondynka o zabójczym spojrzeniu niczym Bazyliszek.
- A ta w co się dzisiaj ubrała ? - zaśmiał się kumpel kopiąc moje krzesło.
Nic nie odpowiedziałam tylko wzruszyłam ramionami.
- Emilia czy coś Ci nie pasuje ? Wstań ! - krzyknęła nauczycielka.
- Czy ona ma oczy w dupie ? - pomyślałam wstając.
- Dopiero co zaczęło się półrocze a panna Emilia już ma jakieś problemy. Może podzielisz się tym z klasą ? - zapytała podchodząc do mojej ławki. 
- Daruje sobie. - syknęłam. - A teraz jak pani profesor pozwoli wrócę do robienia zadań. - dodałam siadając na krześle
Kobieta stała jak wryta przez dobre parę minut. Nic więcej już nie powiedziała tylko odeszła zasiadając na ciemnym biurkiem za którego 'zabijała'  mnie swoim spojrzeniem.



przepraszam Was kochani, że
takk długo tutaj nic nie dodawałam, 
ale nie było kiedy...
rozdział jest dłuższy od pozostałych
jak można zauważyć i mam nadzieję, 
że wam się spodoba.<3

czwartek, 19 stycznia 2012

Rozdział piąty

Rozdział piąty

- A ty jak zwykle całą noc spędziłaś poza domem - skomentował tata, kiedy weszłam do kuchni w celu, napicia się wody.
- Niech Cię to nie obchodzi. - odpowiedziałam biorąc ze sobą butelkę wody, po czym weszłam po długich, krętych schodach, które prowadziły do mojego pokoju. A następnie weszłam do łazienki. Poranna kąpiel to było to czego tak bardzo teraz potrzebowałam. Była to dla mnie chwila, w której mogłam oderwać się od wszystkich problemów i myśli jakie krzątały się po mojej głowie...
- Gotowa - szepnęłam sama do siebie przeciągając delikatnie ostatni raz tuszem po rzęsach, po czym zabrałam torbę z krzesła i zeszłam na dół.
Zegarek wskazywał 7.00.
- Marnie wyglądasz, może byś coś zjadła ? - zapytała kobieta spoglądając na moją sylwetkę która właśnie pojawiła się w kuchni.
- Od kiedy Ty się tak mną martwisz ? - zapytałam ironicznie, lecz nie dostałam odpowiedzi. - No właśnie. - skomentowałam mijając kobietę w celu dostania się do lodówki.
- Jestem Twoją matką i mam prawo się martwić. Dlatego też nie życzę sobie młoda damo żebyś się tak do mnie odnosiła. - syknęła pod nosem.
Po słowach macochy wybuchłam głośnym śmiechem, który rozniósł się po całym domu.
- Widzę, że żarty Ci się od rana trzymają - powiedziałam wyciągając z lodówki kinder kanapkę. - Nie jesteś moją matką i nigdy nią nie będziesz nawet jeśli śpisz z moim ojcem z jednym łóżku. - dodałam, a następnie spojrzałam jej głęboko w oczy i ruszyłam w stronę przed pokoju, gdzie zaczęłam ubierać buty.
Miałam wrażenie że Konstancja zaraz wybuchnie, że z jej ust wydostanie się przeraźliwy krzyk, krzyk złości i rozczarowania jaki kolejny raz otrzymała od mojej osoby.
- Nie czekaj na mnie z obiadem - rzuciłam ostatni raz słowa w stronę wysokiej brunetki, po czym założyłam na siebie kurtkę i wyszłam trzaskając za sobą drzwiami.
Idąc w stronę przystanku autobusowego zaczęłam rozmyślać o kolejnej mojej kłótni z Konstancją, Mimo iż wiedziałam, że zrobiłam źle, że po raz kolejny zraniłam jej uczucia nie miałam zamiaru jej przepraszać. Złość ogarniała moje zmarznięte ciało, a łzy które po chwili pojawiły się w moich oczach niemalże spadając zamarzały na moich policzkach.
- Emilia, Emi, no Młoda zaczekaj - usłyszałam głos Damiana.
Nie odwróciłam się, nie chciałam żeby zauważył że płaczę dlatego też szybko otarłam łzy i wymusiłam uśmiech..

< 33

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Rozdział czwarty

Rozdział czwarty

" 02.02 " spojrzałam na wyświetlacz telefonu, kiedy już dotarliśmy do domu, po czym nałożyłam słuchawki na uczy i usiadłam na parapecie... Otwarte okno i wiatr który pieścił moje rozgrzane ciało. Gwiazdy i księżyc, który oświetlał moją bladą twarz, twarz po której w tym momencie spadały łzy i oczywiście serce, które do tej pory nie mogło pogodzić się tym co wydarzyło się tej nocy.
- Jest późno powinnaś iść już spać - do mojego pokoju weszła właśnie macocha. Wysoka blond włosa kobieta o jasnoniebieskich oczach jak kryształ, w których od zawsze było coś magnetycznego.
- Gdzie tata ? - zapytałam nie zważając na słowa, które nie dawno padły w moim kierunku.
- Tata już dawno śpi i ty też powinnaś - posłała mi wrogie spojrzenie, po czym wyszła zamykając za sobą kasztanowe drzwi.
Nigdy nie rozumiała moich uczuć i nic nie zanosiło się, że kiedy kolwiek je zrozumie. W sumie od dawna żyłam we własnym świecie. Świecie wspomnień małej dziewczynki, która nie musiała udawać bycia szczęśliwą bo po prostu nią była... Kiedy słuchawkach rozległ się początek piosenki Birdy po moich policzkach momentalnie popłynęły szklane, przeźroczyste łzy.
- Ludzie pomóżcie ludziom - szepnęłam sama do siebie spoglądając jak przez mgłę na gwiazdy. 
Tak boli cholernie boli, że nie umiem pomóc sobie, a co dopiero innym, że każda łza w moim życiu za chwile może okazać się tą ostatnią. Tą w której odbiciu pojawi się całe moje życie. Wszystkie chwile radości i smutku. 
- Zapomnij - szepcze mózg .
- Walcz - mówi serce.
- Dawniej graliście na wspólnych warunkach dziś coś wam to nie wychodzi - pomyślałam kładąc zimną rękę na klatce piersiowej, w której poczułam dziwny ból, ból który przeszywał moje serce, a w głowie odezwał się ponownie zewnętrzny głos.
- Emi...- po najbliższych okolicach rozległ się dźwięk mojego imienia.
- Spadaj Romeo - odpowiedziałam wystawiając język chłopakowi, który w tym momencie stał i patrzał się w okno mojego pokoju.
- Oh Julio...na dół złaź - zaśmiał się wyciągając z kieszeni paczkę szlug.
- Idem. - powiedziałam bez słowa zastanowienia, po czym po cichu ubrałam się i odpuściłam dom.
- A ty co spać w nocy nie możesz ? - zapytałam podchodząc do średniego wzrostu bruneta, lecz chłopak nic nie odpowiedział tylko podał mi szluga a następnie go odpalił...


buu < 3
macie kolejny...
czołem miśki :*